poniedziałek, 16 czerwca 2008

Zło

To był pierwszy raz, kiedy poczułam, że Zło jest moim panem. Ja -zbuntowany anioł ciemności. Byłam w szarej, prostej i długiej sukni. Jak inne służebnice. Nasze oczy były również szare. To było to, co nas odróżniało od reszty świata. Na pozór sprawiały wrażenie martwych. Ale kiedy w nie zajrzeć, widać wręcz przesycenie emocjami (złem?), które kłębią się w nich i kotłują.
Przyszedł z nami. Usiadł. Jego skóra była popielata. To co pamiętam szczególnego, to ciemne paznokcie, troche dłuższe. I... i ten wyraz twarzy. Hardy, poważny ze wzrokiem przenikliwym i władczym. Chciał mnie sprawdzić. Inne, te równe mi, oddaliły się oddane swoim zadaniom. Mi nagle kazał odebrać coś ze stołu, przy którym stali ludzie. Nic nie mówił. Dobrze wiedziałam, o co chodziło. Skąd? Nie wiem. Nieważne. Tylko wyciągnął rękę zamaszystym ruchem w kierunku przedmiotu. W tym samym momencie chwyciłam to i odwróciłam wzrok ku niemu. "Daj!", krzyknął swoim stłumionym, niskim i głębokim głosem. Wiedziałam, że chce bym mu to przyniosła i pokornie oddała. Nie wiem dlaczego ale zrobiłam coś innego. Rzuciłam tym w jego kierunku. Tak, by spadło koło niego. Miałam wrażenie, że był to jakiś akt buntu czegoś, co siedziało we mnie i próbowało tym samym dojść do glosu. Nie miałam przecież takiego zamiaru, a jednak tak wyszło. "Podaj!", krzyknął od razu. Siła jego głosu, choć pozornie wcale nie nadzwyczajna, mnie doprowadziła do ponownego bezwarunkowego poddania. W mgnieniu oka pojawiłam się tuż obok niego wręczając mu to, czego chciał. Chwycił mnie w pasie szybkim ruchem i przyciągnął do siebie, co mogło się wydawać objęciem. Nie było w tym nic z aktu sympatii. Jedynym jego celem było maksymalne przejęcie kontroli nade mną. W ręku miał okrągły zegarek ale palcami zasłaniał jego tarczę. "Która godzina!?", zapytał z grozą w głosie. "Dwunasta czterdziesci osiem", odpowiedziałam automatycznie. "Nie wiesz!", wrzasnął. "Wiem!", odkrzyknęłam. Faktycznie nie wiedzialam. Przy odpowiednim skupieniu, mogłabym ją zobaczyć. Ale pomimo moich starań nie mogłam, bo czułam, że jeszcze nie jestem na tyle zespolona z nim- ze Złem i jego światem. "Która godzina!?", ponownie zapytał jeszcze dwa razy ale za każdym się pomyliłam. Dotknął mojej twarzy oschłym gestem ujmując ją w swoją dłoń. Mimo to, był przy tym delikatny. I choc widziałam w jego oczach pogardę, poczucie wyższości i nienawiść, którą jest przesycony, to patrząc na niego, wiedziałam, że pragnę go najbardziej na świecie, a ten moment mógłby równie dobrze trwać całą moją wieczność. Byłam jedyną, która potrafiła się buntować przeciw niemu, krzyczeć do niego i manifestować wyższość, którą chciałam mu dorównać... Byłam też jedyną, której duszą i sercem zawładnął bezgranicznie. Bo choć ciało wciąż próbowało prostestować, to cała należałam do niego. Gdyby realia były inne, powiedziałabym, że kochałam go całą sobą. Ale tam, gdzie rządzi Zło, nie ma miejsca na miłość, wiarę, nadzieję, życzliwość, sympatię itp. Tam jest tylko poddanie. Moje było całkowite. Opętał mnie, zawładną mną, bez niego nie byłoby mnie... i wiedziałam tylko jedno... Kiedy mnie dotykał, mówił, krzyczał, patrzył... Chciałam więcej, więcej i więcej.